Monday, September 30, 2013

Małe podsumowanie

W ten weekend znowu byłam na spotkaniu Motives, tym razem na Manhattanie przy 260 West 36th Street w 36th Street Studio (jaka odkrywcza nazwa:)) Tym razem było o niebo lepiej. Trenerka, Jodi Usher, zorganizowała wszystko w małej grupie, około 30 osób. W sobotę rozmawialismy głównie o biznesie, więc nie będę Wam tego w ogóle streszczać :) W niedzielę zabrałam moją koleżnkę, żeby zobaczyła jak to wszystko wygląda. Właśnie w niedziele zajęliśmy się pielęgnacją skóry, "czytaniem" ze skóry oraz tworzeniem własnych podkładów. Osobiście jestem tak oszołomiona, że nie wiem od czego zacząć :D W pierwszej części treningu Jodi opowiadała nam o poszczególnych markach, które wchodzą w skład koncernu Market America, czyli Lumiere De Vie, Skintelligence (już zamówiłam), Timeless Prescription, Cellular Laboratories, Matriskin, Pentaxyl, Vita Shield, Fixx i wspomniany juz w poprzednim poście Royal Spa. Zaczęlismy od składu, róznic pomiędzy poszczególnymi markami, no i przede wszystkim działania. Parę osób miało okazję podzielić się swoimi historiami, któe momentami były niesamowicie wzruszające. Sama się prawie popłakałam, kiedy Jodi ze łzami w oczach opowiadała swoją historię. Naprawdę, za mało czasu było na to wszystko. Będę starała się po kolei zamieszcać posty z opisem poszczególnych kosmetyków, bo tak jak również wspominałam - nie są one dostepne w Polsce, a jedynie w jakiś sposób można je dostać w Anglii lub do Anglii zamówić ze Stanów. Są tutaj również produkowane, nie są absolutnie testowane na zwierzętach, nie zawierają glutenu, żadnych zwierzęcych składników, zero parabenów i są w pełni naturalne. No i nie kosztują majątku, nikt nie płaci tutaj za samą nazwę. W drugiej częsci treningu zajęliśmy się "czytaniem skóry". Trochę zabawny termin, ale w zasadzie o to chodzi, aby rozpoznać odpowiednio ton danej osoby. Każdy jest inny, nie ma dwóch takich samych osób, nawet bliźniacy się różnią. Tak więc, o co chodzi z robieniem swojego podkładu? To nie jest tak, ze mieszaliśmy dwa lub trzy podkłady i o, proszę, custom blend :D Nie, wszystko było tworzone od zera - dodawalismy po kolei pigmenty do bazy, filtr, substancje nawilżające, przeciwzmarszczkowe itp. Wszystko to mieszaliśmy w specjalnym słoiczku, przelewalismy do butelki i tak właśnie powstał podkład :D Dla poczatkujących zajmuje to trochę czasu, ale Jodi robi podkład w dwie minuty :D Dostałam jeden od niej i postaram sie go Wam jutro pokazać i opisać, dorzucić trochę fotek :) Takie spotkanie to naprawdę świetna okazja, żeby przede wszystkim poznać nowych ludzi :)

Blondynka w różu to właśnie Jodi Usher


A to kompozycja stworzona tylko dla mnie :)


A tak własnie dziewczynka ze Starbucks zrozumiała imię Izabela :) Jak zobaczyłam kubek to nie mogłam się uspokoić :D


Thursday, September 26, 2013

Wspomagajmy ekonomię :)

Dawno temu rozmawiałam ze swoim mężem na temat obecnej sytuacji ekonomicznej w Stanach, a zaczęło sie od tego, ze podsunęłam mu zdjęcia i parę artykułów dotyczących praktycznie wymarłego dzisiaj Detroit. Jestem kompletnie zielona jeśli chodzi o takie tematy, owszem, czytam i tak dalej, ale jakby ktoś mnie poprosił o wytłumaczenie co, jak i dlaczego to oj, nie udałoby się :) No więc małżonek wytłumaczył mi to w taki sposób, jak idiocie, ale o to mi chodziło:"Jeśli oszczędzasz i nie wydajesz pieniędzy, ekonomia stoi w miejscu, a jeśli wydajesz i wspierasz lokalny biznes, wszystko się kręci". To było coś w ten deseń. Biedak, teraz pewnie sobie nie może wybaczyć, że mi to w ogóle powiedział, bo za każdym razem, kiedy ma pretensje o to, ile wydałam, mam gotową odpowiedź :"Sam mówiłeś, że musimy wspierać ekonomię" :) Więc wspieram, jak mogę - kupuję rzeczy wyprodukowane w Stanach, a nie w Chinach i do nich własnie należą żel i balsam z Royal Spa. Jakby co, to fabryka mieści się w Greensboro w Karolinie Północnej :)
Moje wspaniałości dotarły do mnie wczoraj, tym razem pan z UPS nie przyprawił mnie o zawał serca (dziękuję!). Poprzednim razem dobijał sie do drzwi z okrzykiem "UPS!", że aż podkoczyłam. Brzmiało, jakby z pięciu chłopa chciało mi się władować do mieszkania :D No ok, koniec tej paplaniny, czas na opis :D Zdążyłam już wypróbować i żel, i balsam. Żel pachnie mandarynkami z czymś. Nie udało mi się określić tego zapachu, początkowo wydał mi sie duszący, chemiczny i za mocny, ale pod prysznicem na szczęście wszystko się unormowało. Niestety, zawiera SLS, co mnie dobiło przed użyciem, ale ok, przeżyję. Po prysznicu wysmarowałam się balsamem. Tutaj z kolei w ogóle nie czułam zapachu, dopiero jak wąchałam z buti udało mi się wyłapać coś przypominającego kokos lub migdały, albo jedno i drugie. Konsystencja nie jest taka, jak przy zwykłym balsamie, jest trochę rzadsza, ale niesamowicie wydajna. Taką kapką wielkości pięciogroszówki pokryłam całe nogi o.O Jest już ponad 8 godzin od momentu, kiedy go nakładałam, a skóra nadal jest przyjemnie gładka i nawilżona. Razem z balsamem i żelem przyszły moje ulubione witaminy, z tym, że tym razem zamówiłam takie, które działają od wewnątrz na skórę. Jako że ja nietabletkowa jestem, nie toleruję witamin w tabletkach, zamawiam takie w proszku i jestem megazadowolona. Jeśli ktoś chciałby wiedzieć o nich trochę więcej to zawsze mogę napisać o nich osobny post. Będę się również starała zamieszczać więcej produktów prosto z amerykańskiego rynku, dostępnych tylko tutaj lub za pośrednictwem strony Shop.com. Niestety, muszę się zorientować jeśli chodzi o wysyłkę do Polski, bo bezpośrednio na pewno nie ma. Jedyny minus.


Sunday, September 22, 2013

Włosowe trio do zadań specjalnych

Mając długie włosy zrezygnowałam z używania prostownicy na rzecz suszarki (którą zresztą nabyłam po nastu latach), bo jest zdrowsza dla włosów. Teraz, kiedy jednak muszę praktycznie codziennie układać, myć i suszyć włosy zaopatrzyłam się w niezbędne produkty, aby zniszczenia były jak najmniejsze. Wiadomo, najzdrowsze jest nieużywanie jakichkolwiek urządzeń, ale nie zawsze się da. Jednego dnia włosy będą cudownie wyglądały, a kiedy musimy gdzieś wyjść to niestety, masakra na głowie. Waśnie dlatego każda z nas posiada takie cuda jak suszarka, prostownica, lokówka czy co tam jeszcze powstało. Po myciu włosów na pierwszy ogień leci odżywka bez spłukwania Herbal Essences. Nakłada się malutką ilość na same końcówki (jedna pompka) i tyle. Czy działa? Jak dla mnie - tak, bo za każdym razem sprawdzam swoje wlosy w poszukiwaniu chociaż jednej rozdwojonej końcówki, wiem, paranoja, ale nie po to ściachałam włosy aż tak, żeby je znowu zniszczyć, prawda? Czemu akurat ta odżywka? Jestem maniaczką kanału dziewczyn z Luxy Hair. Jak ktoś nie wie, o ogo chodzi to proszę zajrzeć TUTAJ i pooglądać. Polecam, bo dziewczyny są fantastyczne. Przyjrzałam się dokładniej i wiem, że dziewczyny używają owej odżywki. Postanowiłam zamówić :D Tania nie jest, ale i do przesadnie drogich nie należy - $9 za 180 ml. Za tą malutką ilością kryje się jednak niesamowita wydajność, bo jak już wspomniałam - jedna pompka załatwia sprawę :) Po odżywce spryskuję włosy ochronnym sprayem od CHI 44 Iron Guard i suszę włosy :) Wcześniej używałam Tresemme, ale mi się skończył, a na zakupach wyłowiłam CHI i postanowiłam wypróbować. Przyjemny zapach  przypomina mi salon fryzjerski, co do działania to też nie moge powiedzieć złego słowa, bo moje włosy sa miękkie, nie zniszczone i nie boję się używać prostownicy czy lokówki. Produkt nie zawiera parabenów. Za butekę 251 ml zapłaciłam $11.99 w promocji (normalna cena to $18 - $20 ). Już na sam koniec wcieram we włosy jedwab, również CHI, który dostałam jako gratis do suszarki. Wspominałam już o nim, ale nie opiswałam działania. To jest chyba jeden z najlepszych odkryć naszych czasów - jedwab do włosów :) Nie dość, że pachnie obłędnie, jest wydajny jak nie wiem co, nakłada się dosłownie malutką kropelkę wielkości groszku to jeszcze odpłaca się to nam pięknymi, błyszczącymi i cudownymi w dotyku włosami. Osobiście jestem zachwycona takim efektem.


P.S. Trzymajcie za mnie kciuki jutro - czeka mnie spowiedź w Urzędzie Imigracyjnym :D

Motives Cosmetics

Thursday, September 19, 2013

Ostatnie zakupy

Ostatnio nawet na żadne zakupy nie mam kiedy się wybrać, jak to dobrze, że można sobie zamówic przez internet :) Wczoraj dotarła do mnie paczuszka z podkładem, korektorem, gąbeczkami i chusteczkami do usuwania makijażu. Wszystko od Motives oczywiście, w końcu wypada się zaznajomić z marką :) Na pierwszy ogień poszły chusteczki do demakijażu. Osobiście nie używam takich, ale cena była tak śmieszna, że pomyślałam, co mi szkodzi. Chusteczki są bardzo delikatne, nasączone prawdopodobnie mleczkiem, bo nic się z nich nie leje, nie kapie i nie pachną alkoholem, tylko właśnie jakimś takim delikatnym balsamem, mleczkiem do demakijażu? Sama nie wiem, ale jest to niesamowicie przyjemny zapach. Jedną chusteczką byłam wstanie ściągnąć z twarzy wszystko, a wczoraj było tego trochę. Zeszło pięknie. Zawsze później sprawdzam, przecierając twarz wacikiem z tonikiem - obeszło się bez przemywania twarzy wodą z żelem oczyszczającym. Jedyne, czego nie robię chusteczkami to nie zmywam makijażu z oczu - tam skóra jest niesamowicie wrażliwa (przynajmniej u mnie) i wolę robić to mleczkiem lub płynem do demakijażu. Druga rzecz to podkład. Mineralny w kremie, kolor Linen. Z dobieraniem podkadu mam największy problem, często jest tak, że niby wygląda dobrze, ale kiedy tylko pstrykam fotkę - bum! Pomarańcza! Tu na szczęście obyło się bez tego cudownego odcienia. Trzyma się na tyle dobrze, że nawet kiedy się spociłam i wytarłam czoło chusteczką to nic na niej nie było, prócz wilgoci. To jest duży plus. Korektor! Dużo lepiej się sprawda niż ten, który miałam wcześniej (L'Oreal i Revlon), ale to jeszcze nie jest to, co bym chciała. Fajne opakowanie, kremowa konsystencja, zapach również przyjemny, ale marzę o tym, żeby się znalazł korektor idealny. Nie trafiłam jeszcze na taki. Gąbeczki, hmmmm, dawno takich nie używałam, prawdopodobnie od liceum :D Najpierw zrezygnowałam z gąbek na rzecz nakładania podkładu palcami, później przeszłam na pędzle, następnie na beauty blender, a teraz znów do gąbeczek. Na pewno są są dobre, bardziej dokładne, bo są małe, ale chyba musze z nimi więcej czasu spędzić, żeby się bardziej do nich przekonać :)


A tak wygląda wszystko razem :)


Produkty,które opisałam:
- makeup sponge Motives by Loren Ridinger
- Makeup Remover Towelettes Motives by Loren Ridinger
- Liquid Powder Mineral Foundation Linen Motives by Loren Ridinger
- Creme Concealer Light Motives by Loren Ridinger

Tuesday, September 17, 2013

No to czas zacząć

Jakiś czas temu rozpoczęłam współpracę z firmą Motives, już Wam o tym wspominałam. W końcu udało mi się przejść przez wszystkie tajniki konfiguracji konta i mogę zamieścić linki do moich mini stron internetowych :) Jeśli któraś z Was byłaby zainteresowana kosmetykami, bądź witaminami to serdecznie zapraszam do zalogowania się z linku, które podam. Również byłabym niezmiernie wdzięczna, gdybyście umieściły o tym wzmiankę na swoim blogu - o ile oczywiście chcecie :) Osobiście nie mogę się już doczekać następnego spotkania :) Tym razem przygotuję się dużo lepiej i na pewno wrzucę sporo zdjęć :) Wybaczcie mi też takie odstepy pomiędzy postami, tyle muszę ogarnąć w ciągu dnia, że po prostu zapominam :)

WWW.MOTIVESCOSMETICS.COM/POLISHGIRLINNEWYORK
ISOTONIX.MARKETAMERICA.COM/POLISHGIRLINNEWYORK

Tuesday, September 10, 2013

10 lat młodsza

No, może nie aż tyle, ale z pewnością jakiekolwiek małe zmarszczki i nierówności znikną :) Co tak działa? Utrwalacz makijażu w sprayu, o! Znalazł się w moim zamówieniu, a pełna nazwa jest dosyć długa -10 Years Younger Makeup Setting Spray Motives by Loren Ridinger. Uff... Z reguły nie wierzę w takie atrakcje, ale co tam, spróbowac można, prawda? Bałam się, że po spryskaniu twarzy będę się czuła jakbym wpadła w chmurę z lakieru do włosów :) Produkt jest lekki i szybciutko wysycha, absolutnie nie psuje naszego dzieła, a nawet sprawia, że skóra jest gładziutka, nawilżona, makijaż nie spływa pod wpływem ciepła czy jak u mnie - wilgoci. Nie zawiera również żadnych uczulających bądź rakotwórczych paskudztw. Codziennie już używam tego sprayu, bo jest po prostu dobry. Nie ma równiez uczucia naciągania skóry - produkt wnika w skórę i o nią dba :) Cena to $30 i można go nabyć tylko na stronie Market America.


Wednesday, September 4, 2013

TAG : 50 faktów o mnie

  1. Jestem straszną zwierzomaniaczką – uwielbiam wszystkie puchate, słitaśne, cieplutkie zwierzątka i najchętniej pozbierałabym wszystkie i kochała :)

  2. Nie mam cierpliwości do ludzi i w pewnym momencie rzucam w twarz, co myślę o pewnym zachowaniu i dlatego może nie mam zbyt wielu bliskich przyjaciół, bo choć każdy ponoć prawdę ceni to nie potrafi jej przyjąć na klatę.

  3. Mam kręćka na punkcie tatuaży, sama mam dwa i planuję więcej.

  4. Od kilku lat próbuje przekonać męża, żeby zaakceptował moje ciągoty do munduru.

  5. Nie mam dzieci i nie wiem, czy w ogóle będę je miała – zbyt cenię sobie moją niezależność.

  6. Uwielbiam słodycze i nie ma dla mnie terminu „za słodkie”, potrafię wyżreć puszkę karmelu bez skrzywienia się, ale nie słodzę żadnych napojów (kawy, herbaty itp.)

  7. Nie jestem fanką noszenia markowych ciuchów i szpanowania nimi, ale na bieliznę i torebki potrafie wydać fortunę.

  8. Fortunę również wydaje na kosmetyki, chociaż tutaj nie ograniczam się do marki, a do tego, co mi się podoba.

  9. Uwielbiam różowy kolor.

  10. Uwielbiam pitbulle, amstaffy i bullteriery, bo przypominają mi małe świnki :)

  11. Mam jobla na punkcie porządku i potrafię sprzątać codziennie.

  12. Jestem uzależniona od seriali kryminalnych, ale tylko tych, w których głównymi bohaterami są policjanci lub wojsko (NCIS, CSI, JAG,Law&Order, Dexter, Mentalista).

  13. Uwielbiam program COPS.

  14. Przerwałam studia na wydziale bezpieczeństwa wewnętrznego, zostawiłam rodzinę, przyjaciół i pracę po to, żeby wyjechać do Stanów i być z ukochanym mężczyzną.

  15. W szkole nigdy nie miałam angielskiego i nauczyłam się go dopiero po przyjeździe do USA.

  16. Jestem strasznym nerwusem, potrafię zapalić się w sekundę, wrzeszczeć, płakać, rzucać rzeczami, ale w końcu i tak mi przechodzi.

  17. Szybko przyzwyczajam się do nowych miejsc i teraz nie wyobrażam sobie, że mogłabym wrócić do Polski.

  18. Jako 18-letnia dziewczyna wyjechałam do Francji do pracy, żeby udowodnić, że potrafię sama o siebie zadbać.

  19. Lubię zawsze mieć rację, ale nie przepadam za kłótniami.

  20. Nie lubię o coś prosić dwa razy, uważam, że raz to i tak za dużo, a najlepiej jakby każdy się domyślał, o co mi chodzi :)

  21. Uwielbiam wyraziste smaki – ma być bardzo ostre, bardzo kwaśne, bardzo słodkie.

  22. Nikomu do tej pory nie udało się za pierwszym razem zgadnąć, jakiej jestem narodowości :)

  23. Nigdy nie miałam problemów z cerą, nawet jako nastolatka (żadnych pryszczy itp)

  24. Kilka razy dziennie jestem zaczepiana przez obcych ludzi z pytaniem, czy kolor moich oczu jest prawdziwy. Tak, jest prawdziwy :) Zderzaki też :P

  25. Od dziecka nienawidziłam sukienek i spódnic, nawet do ślubu szłam w garniturze. Uwielbiam je natomiast oglądac i wyobrażac sobie, jakby na mnie leżała dana rzecz.

  26. Odkąd pamiętam nosiłam szpilki, kocham je niesamowicie. Płaskim obuwiem też nie pogardzę :)

  27. Szybko uczę się nowych rzeczy i jakikolwiek trening w pracy w moim przypadku trwa jeden dzień lub kilka godzin

  28. Kiedy z kimś rozmawiam nie potrafię powstrzymać się od oceniania cery, zębów, oczu i brwi.

  29. Nienawidze mieć suchych ust i dlatego noszę w torebce po kilka szminek i balsamów. Tak na wszelki wypadek

  30. Od kilku lat próbuję rzucić palenie, ale mi nie wychodzi. Pomimo tego mam ładne i białe zęby.

  31. Mam wysoki próg bólu i moge naprawdę sporo wytzrymać, a niekiedy lubię troszkę pocierpieć, np. podczas tatuowania :)

  32. Panicznie boję się dentysty i przy każdej wizycie wbijam się w fotel do takiego stopnia, że później bolą mnie mięśnie

  33. Zupełnie nie podzielam ogólnoświatowego szału na produkty Apple, uważam, że są przereklamowane i przesadnie drogie. W pracy muszę pracowac na jednym z ich sprzętów i doprowadza mnie do szału

  34. Zawsze chciałam nauczyć się arabskiego lub farsi i mam nadzieję, że niedługo wezmę się w garść i zakupię odpowiednie materiały

  35. Uwielbiam lato, nawet najgorętsze, a zimą najchętniej nie wychodziłabym z domu, ba, z łóżka

  36. Kiedyś nałogowo grałam w Simsy

  37. „Robinson Cruzoe” to książka, którą mogę czytać na okrągło. Dostałam ją od taty, wydana była w 1968, ma pożółkłe, wypadające kartki, ale uwielbiam ją :)

  38. Nie mam prawa jazdy, bo uczenie się tego wszystkiego sprawia, że przysypiam

  39. Jestem niesamowicie punktualna i wpadam w histerię, kiedy nie uda mi się zdążyć na wyznaczoną godzinę, nawet jeśli sama muszę później na kogoś czekać

  40. Potrafię godzinami oglądać filmiki na YouTube, a szczególnie jeśli są to durne koteczki, pieseczki, żarty z ukrytej kamery, powroty żołnierzy z wojny (zawsze ryczę)

  41. Mam bardzo dużą rodzinę, ale nie cierpię rodzinnych spędów okolicznościowych – nudzę się

  42. Sporo przeklinam, ale jakoś źle się z tym nie czuję :)

  43. Mam alergię na buractwo, obojętne, kiedy się objawi, staram się jak najmniej czasu spędzać z daną osobą

  44. Nie lubię popełniać błędów, a jeśli już się zdarzy to tylko raz :)

  45. Zawsze muszę mieć pomalowane paznokcie, inaczej czuję się naga. Mogę wyjść bez makijażu, ale nie bez pomalowanych paznokci

  46. Jestem straszną gadułą, ale tylko, kiedy mówię po polsku. W innym języku się trochę krępuję, bo nie znam wszystkich słów, używanych na co dzień (nie o te słownikowe mi chodzi)

  47. Jestem bardzo ufną osobą i łatwo nawiązuję kontakty, ale prawdziwych przyjaciół mam naprawde niewielu

  48. Brzydzę się robactwem, pająkami itp. Do tego grona zaliczam nawet motyle, robi mi się niedobrze.

  49. Nie boję się węży i jaszczurek, jako mała dziewczynka wybierałam je spod kamieni i przynosiłam do domu :)

  50. Im jestem starsza, tym bardziej zauważam, jak bardzo nienawidzę jakichkolwiek ograniczeń w stosunku do mojej osoby.   

    Dziękuję, to tyle, mam nadzieję, że nikt się nie wystraszył :D Sama siebie zaliczam do grona normalnych z lekkimi odchyleniami :)

Sunday, September 1, 2013

Pierwsze spotkanie Motives

Dokładnie, już za mną. Nie było to do końca to, czego się spodziewałam i bardzo się rozczarowałam, chociaż nie zrezygnuję z dalszych. Podejrzewam, że to rozczarowanie w wiekszym stopniu zawdzięczam swojemu nieprzygotowaniu do całej akcji. Nie poczytałam na stronie, co powinnam wiedzieć, nie zadzwoniłam do żadnej sponsorki, żeby dowiedzieć się, co powinnam ze sobą zabrać. Na resztę już nie miałam wpływu - zawiodła organizacja, temperatura, dźwięk i telefon. No więc od początku - całe spotkanie miało zacząć się o 9 rano w hotelu Sheraton na Queensie. Byłam tam o 8.30, żeby zająć sobie jakieś miejsce i...wpadłam na ponad setkę ludzi w kolejce. Podsłuchałam, że niektórzy czekają od 6 rano. Serio? Równie dobrze mogłam przyjechać dwie godziny później, bo dosłownie tyle sterczałam w kolejce. Mało tego, okazało się, że prawie wszyscy się znają i tylko ja, jak ten debil nie znam ani jednej osoby. Cudo, wiecie jak to jest? Jak przenieść się w środku semestru do nowej szkoły :) Druga sprawa - byłam jedyną białą dziewczyną w tym tłumie i to już mnie nie pocieszyło niestety. Mogę śmiało powiedzieć, że 80% osób to Azjaci, 19.9% to czarni no i ten ostatni wypierdek procentowy to ja. Mało tego, kiedy już zbliżała się moja kolej, okazało się, że nie ma wolnych miejsc przy stolikach i będę musiałą zadowolić sie siedzeniem na tyłach. Bosko. Trudno się mówi. Wybrałam krzesełko i zadwolona czekam na początek pogadanki. Porozglądałam się i okazało się, że wszyscy zaopatrzyli się w laptopy, tablety, nawet zeszyty do notatek, ale oczywiście tylko ja mogłam wziąć telefon na wyładowaniu, no nie? Nawet zdjęć nie porobiłam :/ Kolejna rzecz - dziewczyna siedząca obok mnie zapytałą, dla kogo pracuję. Yyyyy??? No bo ona robi makijaże dla Vogue, Elle i czegoś tam jeszcze, nawet przyniosła wycinki z gazet, w których o niej pisano i załączano jej zdjęcia. Hmmm ok, pominę już buty za kilka tysięcy, które miała na sobie. Naprawdę czułam się źle - każdy coś o sobie wiedział, ba, sami właściciele salonów, makijażystki, profesjonaliści, a ja? No ale na szczęście jedna dobra osoba podniosła mnie na duchu, mówiąc, że każdy jakoś zaczynał. Niestety, do końca nie wytrzymałam, bo temperatura w środku była tak niska, że o mało nie zamarzłam. Wkleję parę zdjęć, ale nie oczekujcie za wiele, komórka mi padła po kilku minutach :/ Aha, plus zmiana fryzury :P